poniedziałek, 16 czerwca 2014

Litova pomkuko

Matene mi telefonis al oficejo, kiu prizorgas mian vizon, ĉar mi pensis, ke mi hodiaŭ devos veturi Vroclaven por preni vizon kaj pasporton. Sed surprize evidentiĝis, ke mi ĝin ankoraŭ ne havas, ĉar konsulo decidis, ke oni donos al mi vizon laŭ standarda tempo kaj redonos al mi parto de mono, kiun mi pagis kontraŭ pli rapida tempo. Sed pro unika situacio, pro tio, ke mi havas invitos el belorusa organizo, ke ĵaŭde estos festo en Pollando ktp. oni faros tion iom pli rapide ol normale. Mi ĝojas, ke mi ricevos vizon ĝustatempe kaj oni redonos mian monon. Al Vroclavo mi devos veturi merkrede.
Poste mi iris al vendejo kaj survoje mi ekvidis reklamon de konditorejo, kie estis skribite, ke ili rekomendas kafon, glaciaĵon, kukon kun fragoj kaj litovan pomkukon. Kompreneble mi tre ekinteresiĝis pri tiu lasta, interesas min preskaŭ ĉio, kio estas litova:) Mi manĝis kelkfoje pomkukon en Vilno, sed ĝi estis pli malpli sama kiel tiu en Pollando kaj ŝajne en multaj aliaj landoj - unu tavolo de kuko, unu de pomoj kaj supre denove tavolo de kuko. Mi eniris konditorejon kaj serĉis tiun interesan litovan pomkukon. Kaj evidentiĝis, ke ĝi fakte aspektas iomete aliel. Ĝi estis ĉefe kakaa. Mi ne pensis longe kaj aĉetis peceton. Hejme mi rigardis ĝin iom pli detale kaj manĝis. Unua rimarko - nomo pomkuko estas troa:) Estis nur kelkaj pecetoj de pomoj supre kaj ene estis normala kuko. Sed mi serĉis recepton por litova pomkuko interrete kaj mi trovis, ke normale ĝi ankaŭ ene devas havi pomojn kaj estas iomete alia. Do eble iam mi provos ĝin baki. Ĉar tiu kuko, kiun mi aĉetis, ne estas bona, tro malseka por mi. Jen kiel ĝi aspektas:
Rano zadzwoniłam do biura pośrednictwa wizowego, bo myślałam, że moja wiza jest do odbioru już od piątku i będę mogła dzisiaj odzyskać paszport. Ale niespodziewanie okazało się, że jeszcze jej nie ma, bo konsul zdecydował, że wyda mi ją w zwykłym trybie i odda mi pieniądze, które zapłaciłam za tryb ekspresowy. Ale też ze względu na nietypową sytuację, że mam zaproszenie od białoruskiej organizacji, że w czwartek będzie w Polsce święto itp., w drodze wyjątku dadzą mi wizę szybciej niż zwykle, tak żebym zdążyła ją dostać przed wyjazdem. Cieszę się, że dostanę wizę na czas i oddadzą mi kasę. Do Wrocławia będę musiała jechać w środę.
Później przeszłam się do sklepu i po drodze zauważyłam reklamę cukierni, która głosiła, że zapraszają na kawę, lody, ciasto z truskawkami i litewski jabłecznik. Oczywiście zainteresowałam się tym ostatnim, bo interesuje mnie prawie wszystko, co litewskie:) Jadłam jabłecznik kilka razy w Wilnie, ale właściwie niczym się on nie różnił od tego w Polsce czy innych krajach - warstwa ciasta, warstwa jabłek i kolejna warstwa ciasta na wierzchu. Weszłam do cukierni w poszukiwaniu litewskiego jabłecznika. I okazało się, że rzeczywiście wygląda on trochę inaczej. Przede wszystkim jest głównie kakaowy. Długo się nie namyślałam i kupiłam kawałek na spróbowanie. W domu przyjrzałam mu się dokładniej i zjadłam. Pierwsze wrażenie - nazwa jabłecznik jest zdecydowanie na wyrost:) Z jabłkami to ciasto ma niewiele wspólnego, tylko cieniutkie kawałki położone na powierzchni, a w środku normalne kakaowe ciasto. Ale poszukałam przepisu w internecie i znalazłam, tylko że pisali tam, że to ciasto normalnie też w środku powinno mieć kawałki jabłek i powinno być trochę inne. Może kiedyś spróbuję je upiec. Bo to ciasto, które kupiłam, nie jest jakieś super, za suche jak dla mnie. A na zdjęciu powyżej widać, jak wyglądało.

0 komentarze:

Prześlij komentarz