wtorek, 15 października 2013

Finoj kaj komencoj

Unue pri finoj. Mi finskribis konkursajn rakontojn kaj ilian tradukadon. Ankoraŭ mi ilin ne sendis, sed espereble baldaŭ tio okazos. Ili ne estas perfektaj, ĉefe tiu dua ŝajnas al mi estis tute sensenca kaj ĥaosa, tamen mi jam ne plu havas tempon kaj emon ilin plibonigi. Kaj verdire mi ilin skribis ĉefe pro tio, ĉar mi aŭdis, ke organizantoj mem skribis proprajn rakontojn, kiam homoj sendis tro malmulte, do entute freneze. Eble jam pli bone, se ili havos miajn malperfektajn verkojn. Mi informis ankaŭ aliajn vroclavanojn, espereble iu skribos ion.
Mi finskribis ankaŭ artikolon pri interŝanĝo. Aŭ pli bone diri pri futbola maĉo, ĉar mi priskribis miajn impresojn pri duelo inter Zenit Peterburgo kaj Aŭstrio Vieno. Kaj mi plu ne kredas, ke univesitato poste publikigos tiajn stultaĵojn. Tio taŭgas eble por blogo, sed ne por oficialaj eldonaĵoj.
Ĵus antaŭ momento mi finlegis libron pri mia hejmurbo. Kaj ĝi vere strangas. Plejparto estas tute nereala, estas multaj tragediaj kaj kruelaj okazaĵoj. Historio miksiĝis kun nuntempaj aferoj el Varsovio aŭ aliaj urboj, pri kiuj parolas televido aŭ skribas gazetoj. Verkistino donis al mia hejmurbo vivon, kiu ekde longe mankas, ĉar kutime post 18 horo stratoj malplenas. Tamen mi ne certas, kio pli bonas. Malplenaj stratoj aŭ murdoj, religiaj frenezuloj kaj pedofiloj, kiuj aperas senĉese en la libro.
Nun pri komencoj. Mi komencis anketon ligitan kun libro pri mia hejmurbo. Verkistino skribis, ke unu dolĉaĵo estas konata nur ĉe ni kaj ŝi nenie krom mia urbo ĝin vidis. Mi konas ĝin ekde infaneco kaj mi neniam rimarkis ĝian mankon, eble pro tio, ke mi ne tro ŝatas ĝin. Tamen tio estas por mi bonega novaĵo, ke ni havas ian lokan manĝaĵon, ĉar mi ĉiam tre bedaŭris, ke nenio simila ekzistas. Mi nun demandas amikoj en diversaj partoj de Pollando kaj ĉiuj diras, ke ili vere ne konas tiun dolĉaĵon. Eble dum mia sekva vizito en mia hejmurbo mi aĉetos ĝin kaj fotos.
Hodiaŭ mi vizitis dentiston. Mi volonte dirus, ke tio estis fino, sed bedaŭrinde verŝajne tio estis nur komenco. Ŝajnas, ke kreskaj miaj "dentoj de saĝeco", mi ne trovis ilian ĝustan esperantan nomon, temas pri lastaj, okaj dentoj, kiuj ne ĉiam aperas. Mi timas, ĉar iam mi vidis, ke ili kreskas horizontale, eble dum jaroj tio ŝanĝiĝis, tamen mi eĉ ne volas pensi pri tio. Sabate vespere komencis min dolori dekstra parto de makzelo, ambaŭ partoj, supra kaj malsupra. Mi pensis, ke tio estas simple kario. Dentistino diris, ke verŝajne kulpas okaj dentoj. Mi timas, ĉar mi ne volas havi iajn ajn problemojn kun dentojn, por mi sufiĉas jam doloro, kiam mi havis ortodontan aparaton (ĉu ĝi tiel nomiĝas esperante? temas pri dratoj sur dentoj). Kaj plue mi zorgas pri mono, ĉar hodiaŭ mi mem pagis kontraŭ vizito kaj mi ne scias, kiom da mono postulos plua kuracado. Dentoj plu doloras, ŝi nur donis al mi ion por gargari dentoj du foje tage.
Kaj pro tio, ke mi vizitis dentiston, mi plu ne komencis akademian jaron. Tio estas koŝmaro, mi esperegas, ke finfine morgaŭ mi aperos en instituto. Se ne, mi devos rapide trovi laboron.

Najpierw o końcach. Skończyłam pisać opowiadania konkursowe i ich tłumaczenie. Jeszcze ich nie wysłałam, ale mam zamiar wkrótce to zrobić. Nie są idealne, zwłaszcza to drugie jest bezsensowne i chaotyczne, ale już nie mam czasu ani ochoty dłużej je poprawiać. A właściwie napisałam je głównie dlatego, że usłyszałam, że organizatorzy piszą własne opowiadania, gdy ludzie nie nadeślą wystarczającej ilości, totalne szaleństwo. Może lepiej już jak będą mieli moje wypociny. Poinformowałam też innych wrocławian, może ktoś coś napisze.
Napisałam też artykuł o wymianie. A właściwie o meczu piłkarskim, bo pisałam o moich wrażeniach po pojedynku petersburskiego Zenita z Austrią Wiedeń. I dalej nie wierzę, że uniwersytet później publikuje takie bzdury. To może nadaje się na blog, ale nie do jakichś publikacji, mniej lub bardziej oficjalnych.
Przed chwilą skończyłam też czytać książkę o moim mieście rodzinnym. Dziwną książkę. Większość jest kompletnie zmyślona, mnóstwo tragicznych i okrutnych wydarzeń. Historia miesza się ze współczesnymi wydarzeniami znanymi z telewizji czy gazet (np. pojawia się coś w stylu lokalnej afery "Gdzie jest krzyż?" tylko jeszcze bardziej przejaskrawionej, jakby ta warszawska nie była już wystarczająco żałosna, pojawia się też uderzenie w próg, nie wiem czy to zbieg okoliczności czy celowe nawiązanie do Sosnowca). Autorka dodała mojemu miastu życia, którego dawno w nim brakowało, wreszcie coś się dzieje, bo zwykle miasto po 18 zamiera. Ale sama już nie wiem, co lepsze. Puste ulice czy morderstwa, fanatycy religijni i pedofile, którzy ciągle pojawiają się w książce.
A teraz o początkach. Zaczęłam własne śledztwo w związku z książką o moim mieście. Autorka napisała, że pewien rodzaj słodyczy jest znany tylko u nas i nigdzie poza moim miastem się z nim nie spotkała. Ja znam je od dziecka, ale nigdy nie poczułam jego braku, bo nigdy za nim nie przepadałam. Tak czy siak to dla mnie świetna nowina, że mamy coś w rodzaju potrawy lokalnej, bo zawsze żałowałam, że nic takiego u nas nie ma. Wypytuję teraz znajomych z różnych części Polski, czy naprawdę nie znają tego ciastka. Może w czasie następnej wizyty w moim mieście przypomnę sobie ten smak i przy okazji zrobię jakieś zdjęcia.
Byłam dzisiaj u dentysty. Bardzo chciałabym powiedzieć, że to koniec, ale niestety prawdopodobnie to dopiero początek. Chyba wyrastają mi ósemki, zębami mądrości zwane. Na mądrość chyba jednak za wcześnie albo już za późno, bo wciąż postępuję tak samo nieracjonalnie jak zawsze. Boję, bo widziałam kiedyś, że przynajmniej niektóre z tych ósemek rosną poziomo, może przez lata jakoś wróciły do pionu, ale wolę nawet o tym nie myśleć. W sobotę wieczorem zaczęła mnie boleć prawa połowa szczęki, góra i dół. Myślałam, że to po prostu niezaleczone dziury się nagle odezwały. Ale dentystka powiedziała, że to raczej wina ósemek. Ten ból przypomina ten, który rozsadzał mi szczękę, kiedy nosiłam aparat ortodontyczny. Na razie jest nieco słabszy, ale kto wie, co z tego będzie. Martwię się też o pieniądze, bo dzisiaj byłam prywatnie, a na jednej wizycie się nie skończy, muszę jeszcze prześwietlenie zrobić itp., znowu wydam fortunę. A zęby niestety dalej bolą, bo dzisiaj usunęła mi tylko kamień i przepisała jakąś płukankę, żeby coś zrobić z tymi ósemkami, musi zobaczyć najpierw zdjęcie. Dopiero wtedy zdecyduje czy rwać, czy zostawić.
Przez to, że dzisiaj z konieczności musiałam odwiedzić dentystę, dalej nie zaczęłam jeszcze roku akademickiego. Koszmar się przedłuża, ale mam nadzieję, że jutro nareszcie dotrę do instytutu. Bo jeśli nie, to muszę szybko zacząć rozglądać się za pracą.

2 komentarze:

  1. Ho, terure! Mi esperas, ke vi sukcesos finfine solvi ĉiujn viajn problemojn. Mi eĉ ne scias, kiel mi povus subteni vin... Fartu do bone! :)

    PS. Mi atendas legi viajn rakontojn. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dankon por subteno, ŝajnas al mi, ke mi mem devas solvi ĉiujn problemojn. Almenaŭ se temas pri universitato. Se temas pri doloro, necesa estas helpo de dentisto, mi mem ne eltiros miajn dentojn:) Kompreneble, se tio estos neevitebla, mi esperas, ke mi ne bezonos tion kaj ĉio finiĝos pli feliĉe.

      Usuń